Ostatnimi czasy bardzo udzielałam się towarzysko, co po pewnym okresie daje mi w kość. Muszę wtedy znaleźć ujście i unikam ludzi jak tylko się da. Przynajmniej twarzą w twarz. Nie najlepiej się ostatnio czuję, więc ten weekend postanowiłam spędzić z dala od wszystkich i wszystkiego. I jakby nawet mój telefon zrozumiał, bo nagle zwyczajnie przestał odmawiać posłuszeństwa. Nie wariowałam wyrywając sobie włosy z głowy i nie biegałam po mieście w celu uzyskania nowego aparatu, mając na uwadze nawet dzisiejsze święto i jutrzejsze odcięcie od sklepów.
Wczorajszy wieczór postanowiłam uczcić butelką soku marchwiowego i wpadłam na szatański pomysł zrobienia małego społecznego doświadczenia :) Postanowiłam zmarnować ten wieczór(albo i nie) na pogrzebanie nieco w męskich umysłach i wirtualnych rozporkach.
Otworzyłam komputer i odnalazłam pierwszy lepszy czat. Wyszukałam pokoje z nazwami grup i kliknęłam w regionalny-Warszawa. Kombinowałam jeszcze czy aby nie zrobić tego w "Żony i mężowie", ale koniec końcem postanowiłam przeprowadzić łagodniejszą formę eksperymentu( choć czy do końca?)...
Któż z nas nie był choć raz na jakimkolwiek czacie. Dawniej były to pierwsze formy komunikacji w internecie, można było bezkarnie porozmawiać z kilkoma osobami naraz, nie wychodząc z domu.. Dziś jest to dość smutne i nagminne zjawisko. Nie służy już mniej przebojowym osobom do poznawania być może miłości, a jest jedynie narzędziem do kontraktów międzyludzkich opierających  się właściwie tylko na cielesnych doznaniach.
Wybrałam sobie dźwięczny nick, coś co sugerowało, że jestem wysoka i kobieca (nawet jeśli bym nie była, to kogo to na czacie obchodzi, liczy się to co można wmówić innym, a można wiele).
Nie musiałam długo czekać na pierwsze reakcje. 5 pierwszych okienek, każdy z panów po 190 cm. Każdy wysportowany, z wyrafinowanym hobby, około trzydziestki. W swoim nicku zawarłam wiek, celowo. Kilka pierwszych zdań, wszystkie takie same. Imię, wiek, dzielnica. Względnie do zapytania o cel, w jakim jestem na czacie, pytania brzmiały podobnie tendencyjnie. Problem zaczynał się kiedy nie odpowiadałam zgodnie z oczekiwaniami, byłam nieco oschła i nie skora do "gry" do jakiej przyzwyczajeni są pewnie stali bywalcy takich miejsc. Pojawiły się inwektywy, z pewnością od tych bardziej zakompleksionych w realu panów, inni zwyczajnie bez pożegnania zamykali okienka. Jeszcze inni, z przerażeniem pewnie dla siebie i tego miejsca, odkrywali, że używając znaków interpunkcyjnych i zdań złożonych, jestem nazbyt ciekawym rozmówcą by być prawdziwa..
Po 30 minutach zostało mi jedynie jedno okienko, z przymiotnikiem w nazwie, które przyciągnęło znacznie bardziej niż te wszystkie 190 cm i wysportowane ciała. Myślę, ktoś godny się wreszcie trafił..Wymieniliśmy się podobnymi spostrzeżeniami, jakoby nie było w ten wieczór z kim względnie interesująco porozmawiać i przystąpiliśmy do wydawać by się mogło, wreszcie ciekawej rozmowy.
Mój rozmówca miał 40 lat, był rozwodnikiem. Niestety szybko okazało się, że jest smutnym, zakompleksionym i zrezygnowanym człowiekiem. W osobowości tliły się jeszcze resztki fajnego mężczyzny, ale usilnie wykastrował wszystko co interesujące. Nadzieja na normalną, socjologiczną rozmowę upadała. Zaczęłam już grzebać na Facebooku powoli odkładając stronę czata, ale zerknąwszy jeszcze ostatni raz w jego kierunku zaświeciły mi się trzy okienka.
20 letni uroczy blondasek, 30 paro letni "bogaty" jak sugerował jego nick brunet i 41 letni dyskretny..fotograf :)
Bingo. Trójca doskonała. Zakasałam rękawy i przystąpiłam ponownie do wirtualnego świata. Młody okazał się uczniem jeszcze technikum mieszkającym z rodzicami. Nieszkodliwy, bardzo bystry, zafascynowany, jak większość chłopców w jego wieku, starszymi kobietami. Młodzieńczy bunt i wigor, 1 w nocy, ja już ledwo zipie, a on chętny i gotowy na spotkanie. No bo wolna chata, rodziców nie ma ;) Postanowiłam go oszczędzić i prowadziłam rozmowę nad wyraz normalną, przecież jeszcze pamiętam jak to jest mieć 20 lat i buzujące hormony.
Trzydziestoparolatek, właściciel firmy był zdecydowanie pospolitym przykładem faceta z czata. Szukał pięknej, mądrej i chętnej kobiety do niezobowiązującej znajomości, albo szybkiego nocnego numerka, po którym telefon nigdy nie zadzwoni. Nie był nawet ordynarny, ale arogancki i zwyczajnie głupi. I choć nick sugerował jego majętność, a ludzie którzy się czegoś dorobili, zakładam głupi nie są, to tu moja definicja poległa..
Na koniec zostawiłam Wam perełkę. Fotografa. Przyznam, początkowo pilnowałam się, bo przecież po drugiej stronie siedział ktoś powiedzmy z "branży", a ta jak wiadomo jest bardzo mała. Facet dość ochoczo zaczął opowiadać o sobie, co dało mi przewagę, bo w przypadku gdybyśmy się znali, mogłabym jakoś inaczej poprowadzić rozmowę. Był bywalcem wirtuala, znawcą mieszkań na godziny i wysublimowanym smakoszem wymyślnego seksu. Jakież było moje zdziwienie kiedy nie potrafiłam rozszyfrować połowy nazw fetyszy i innych cielesnych uciech, które mi zaserwował. Wbrew panującej opinii i łatki zdziry, sama w duchu przez śmiech przyznałam sobie order cnotki. Kompletnie nie wiedziałam co ten koleś do mnie pisze. Zdana jedynie na moje umiejętności konfabulacji i manipulacji oraz lania wody dyskusja szła nawet gładko. Pociągając za kolejne sznurki poznałam jego motywacje i cel. Był nim oczywiście seks jakiego nie dostaje w domu. Gadka nie trwała zbyt długo, opisał mi działania, zasady i techniczny aspekt takiego układu po czym wodzony chyba przeczuciem, ze będzie musiał szybko skończyć zostawił maila i nr tel..Okienko się zamknęło, a ja nie byłabym sobą gdybym go nie sprawdziła. Wspominałam już, że nasza branża jest mała. Na szczęście moja dyskrecja jest duża ;)
Położyłam się grubo po 1. Nie miewam problemów z zaśnięciem, sypiam jednak często na jawie. Mam tylko 2 rodzaje snu. Seks i śmierć. Zawsze dotyczy bliskich mi mężczyzn. Nigdy kobiet. Co akurat nie powinno zdziwić tych, którzy mnie znają.
Z moimi snami jest zabawnie, ponieważ ja doskonale wiem kiedy i o czym śnie, jakbym leżała obok i oglądała film. Dokładnie tak to wygląda. Potrafię się wybudzić, a rano wszystko pamiętam.
Od zawsze fascynowała mnie śmierć. Kiedyś bałam się panicznie swojej, dziś boje się śmierci bliskich mi osób. Odkąd zaczęłam pochłaniać w niebotycznych ilościach kryminały fascynuje mnie również umysł zabójców..Raczej niegroźna schiza ;)
No więc tej nocy umarłam ja. Pierwszy raz widziałam to tak wyraźnie, obrazowo, tak pięknie. 
Nie było nieba ani piekła. Było ciemne, ale piękne miejsce, bardziej klimat rzymski niż polski;) Miejsce, do którego trafiłam, było miejscem dla wybranych. Byłam już martwa i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, ale zanim na wieki mogłam "odpoczywać" w tymże raju, musiałam przeprowadzić i zabalsamować 3 męskie ciała. Jak teraz tak na to patrze, to właściwie wszystko się zgadza. Podświadomość to cudowne uczucie. Jestem w nim bardzo konsekwentna.
Dziwny, wręcz straszny sen, a jednocześnie bardzo kojący..Kiedyś wydawało mi się, ze młodo umrę, wręcz figlowałam ze śmiercią. Na co dzień nie jestem typem filozofa, nie rozkminiam dobra i zła, śmierci i życia. Ale uważam, że tak samo jak trzeba nauczyć się żyć, tak samo trzeba nauczyć się śmierci...
Jaki wniosek z tego mojego wczorajszego wieczoru i nocy?
Może dziś zamiast butelki soku marchwiowego powinnam tradycyjnie otworzyć whisky..:)
Nie do końca miałam pomysł czy i jakie włożyć tu zdjęcia. Przeglądając to co ewentualnie mogłabym pokazać trafiłam na te..Zdjęcia poczynił bardzo zdolny fotograf. Zabawne jest to, że kiedy poznałam go zupełnie towarzysko i pokazał mi w telefonie kilka zdjęć, rzuciłam:
- ej, kojarzę kolesia, który robi podobne foty, ale lepsze, mam go nawet na fb, nazwisko coś na C..
I wtedy znajomy fotograf obok, szturcha mnie mówiąc, Klaudia - to on ;) Śmiechu była kupa, ale chyba od tego czasu poczuliśmy mięte, więc zaprosiłam Marcina na warsztaty, na których miałam okazje pozować. Tam, w Paplinie poczyniliśmy kilka kadrów kompletnie nie w moim stylu, ale zgodziłam się tylko ze względu na niego. Nie często zdarza się, żebym kompletnie poddała się wizji i kreacji tego co robi fotograf. Zazwyczaj silnie widać jednak mój styl.
Jestem pewna, że pięknie zobrazował by mój sen...


Fotografował:
Marcin Ciepieniak
https://web.facebook.com/marcinciepieniakphotography/?_rdc=1&_rdr

Wrzuta muzyczna:
https://www.youtube.com/watch?v=M4ZoCHID9GI&list=RDGMEMP-96bLtob-xyvCobnxVfywVMaMZ4QL0orw0&index=12




Komentarze

Popularne posty z tego bloga