Ostatnio mam często ochotę rozpędzić się i jebnąć głową w ścianę. Tak porządnie.
Jestem zmęczona. Na własne życzenie. Nie potrafię odnaleźć granicy między moim komfortem, a wchodzeniem z butami w moje życie innych ludzi. Zaczynam popadać w paranoje, bo jednego dnia narzekam, że zamknęłam się w lesie, a drugiego mam dość wiecznego najazdu gości.
No baba. Istna baba. Kurwa, nie wiem czy to "przedokres" wieku średniego, zbliżająca się jesień czy miesiączka. Ale do cholery nie mam okresu przecież co tydzień. Lato, mimo, że w lesie, w pięknych okolicznościach przeciekło mi przez palce. Przestało mi się chcieć wychodzić do świata. To bardzo źle, bo teraz mam do niego pretensje, że się na mnie wypiął.
Ten rok zaczęłam bardzo intensywnie. Wiele zmian, decyzji. Teraz zbieram żniwa. Czy są dobre, tego jeszcze chyba do końca nie wiem.
Jedną z nich był dom w lesie. Urocze miejsce w samym środku lasu. No dobra lasku, bo nie są to hektary bieszczadzkich drzew, ale jak na warunki podwarszawskie, to całkiem spory las. Mimo, że zawsze lubiłam Warszawę i odkąd się do niej przeprowadziłam czułam się tu jak w domu, to jednak peryferia, bardziej wiejskie i spokojne dają mi więcej wytchnienia.
Mam tu w zasadzie wszystko o czym można marzyć, a trudność w namierzeniu tego miejsca daje poczucie, że nikt niespodziewanie do mnie nie zawita.
Kiedy mam ochotę cały dzień spać robię to, kiedy mam ochotę wyjść z Kluską do lasu biorę klucz, otwieram furtkę ogrodu i cały las stoi przede mną otworem. Wieczorami siadam na tarasie z winem, zapalam kominek, włączam saunę i grzeje tyłek do woli.
Ten mój słodki świat niesie za sobą jednak sporo wyrzeczeń. W mediach społecznościowych oczywiście wszystko to pięknie wygląda. I piękne jest. Ale to obrazki, o czym ludzie zapominają.
Przekonałam się ostatnio o tym dość dogłębnie. Wszelkie plotki, ploteczki, anonimy, które do mnie dochodzą bywają zabawne. Ale też w jakiś sposób krzywdzące, bo każdy nosi swoją parę butów i to w nich idzie przez własne życie.
Tak czy siak dom w lesie będzie zawsze cudownym wspomnieniem, bo znając mnie nie będzie miejscem na zawsze. Póki trwa, jest inspirujący nie tylko dla mnie.
Ostatnio coraz rzadziej pozuje. Odpowiedzialnych za to jest wiele czynników, miedzy innymi zwykła moja niechęć. Zawsze było też tak, że uskrzydlali mnie inni. Praca z kreatywnymi fotografami, którzy potrafili pokazać moją bajkę pchała mnie do następnych projektów. Ostatnio tego brak. Podczas jednego z plenerów, które odbywały się u mnie, panowie w saunie z buteleczką wina przeglądali mojego bloga. Oczywiście na czytanie nie było sposobności, a i sensu niezbyt, zatem skupili się wyłącznie na oglądaniu. Stwierdziłam wtedy, że wielu ludzi traci sporo w życiu na analizowaniu, niedomówieniach i przypuszczeniach. Chciałoby ale się boi. Chcieliby ale nie wiedzą czy podołają. W konsekwencji zamykają się na to co im znane i bezpieczne. Stąd też miewam spore problemy ze znalezieniem kogoś odpowiedniego do sesji. Co wydawać by się mogło dość dziwne. W końcu się rozbieram.
Ale ów plener przyniósł całkiem zacne plony. Odskocznią od ślubnych par był temat aktowy, z którym Kajetan poradził sobie absolutnie dobrze. Robiliśmy te zdjęcia zapewne nie dłużej niż godzinę, wliczając zmiany stylówek. Jak się okazało oboje doskonale wiedzieliśmy co chcemy uzyskać. Częstujcie się zatem, bo dziś to zdjęcia są głównym powodem, dla którego powstał ten wpis.

Fotografował:
https://www.instagram.com/kajetanmazur.pl/


































Komentarze

  1. Piękne te zdjęcia szczególnie w bw. Co by nie mówić i jakbyś nie zaprzeczała jesteś już żywą legendą :) Jako stały czytelnik bloga z wielką ciekawością skupiam się również na tekstach bo jak to napisał kiedyś pewien mądry człowiek "90% portfolio, które oglądałem, było bardzo wysokiej jakości ale 98% z nich zawierało zdjęcia, które już widziałem". Jestem daleki od wszelkich grup nieformalnych i plenerów bo nic mnie tam nie zaskakuje. Nie widzę że cały ten foto majdan pcha się tam do przodu. Może po prostu ma to wartość towarzyską a może po prostu mamy wieczny post, postmodernizm i wszystko już było. Tak czy inaczej zachwycam się tu zawsze twoim punktem widzenia na świat, na siebie i na cielesność bo wszyscy mądrze możemy się w nim przejrzeć i zobaczyć w jakim punkcie jesteśmy. Może receptą na znużenie jest wytyczanie nowych dróg bo wszystkimi tymi już wytyczonymi już ktoś wcześniej szedł ;) Odwagi i potencjału nie tu brakuje :) Pozdrawiam, podziwiam i czekam na kolejne wpisy. Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  2. "W konsekwencji zamykają się na to co im znane i bezpieczne." - to niestety jest dość duży problem. Wystarczy odpalić instagrama, popularny w Polsce portal foto i niestety. Wszystko na jedno kopyto. Mało odważnych ludzi do tego, żeby popsuć, eksperymentować, zmienić kąt, etc...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żyjesz jeszcze..? Czy pier..łas głowa w siane, oby nie, bo lubie czytać Twoje zwierzenia i delektować się Twoimi fofo
    Mam nadzieje ze pierwsze zdanie jest nieaktualne, i wkrótce odetchnę z ulgą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyje, żyje.. Zapewne jeszcze tu wrócę.. Wkrótce :)

      Usuń
    2. uf...
      ogarniaj sie szybciutko, chętnie coś obejrzę :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga