Posty

Obraz
Ostatnio mam często ochotę rozpędzić się i jebnąć głową w ścianę. Tak porządnie. Jestem zmęczona. Na własne życzenie. Nie potrafię odnaleźć granicy między moim komfortem, a wchodzeniem z butami w moje życie innych ludzi. Zaczynam popadać w paranoje, bo jednego dnia narzekam, że zamknęłam się w lesie, a drugiego mam dość wiecznego najazdu gości. No baba. Istna baba. Kurwa, nie wiem czy to "przedokres" wieku średniego, zbliżająca się jesień czy miesiączka. Ale do cholery nie mam okresu przecież co tydzień. Lato, mimo, że w lesie, w pięknych okolicznościach przeciekło mi przez palce. Przestało mi się chcieć wychodzić do świata. To bardzo źle, bo teraz mam do niego pretensje, że się na mnie wypiął. Ten rok zaczęłam bardzo intensywnie. Wiele zmian, decyzji. Teraz zbieram żniwa. Czy są dobre, tego jeszcze chyba do końca nie wiem. Jedną z nich był dom w lesie. Urocze miejsce w samym środku lasu. No dobra lasku, bo nie są to hektary bieszczadzkich drzew, ale jak na warunki podwar
Obraz
Nigdy nie byłam przesadnie zwierzolubna. Owszem, wykazywałam empatie w stosunku do zwierząt, ale nie wychowywałam się z nimi, nie były gdzieś blisko mnie, a jeśli już, to zupełnie wsiowe, te podwórkowe psiurki..Od zawsze nie znosiłam kotów. Po latach doszłam do wniosku, ze być może dlatego, iż przypominają mnie. Mają wyjebane, żyją wedle własnych zasad, nie mają swojego pana. Na domiar wszystkiego one zawsze są względem mnie bardzo przyjazne. Inna sytuacja zawsze miała się z psami. Wzbudzały mój szacunek, respekt. Nieco strach. Kiedy jakieś niecałe 5 lat temu mój ówczesny narzeczony(numer 3) przyjechał do domu z mała, jasną i przestraszoną kulką byłam wściekła. Oto w moim domu pojawił się szczeniak. Mój pierwszy w życiu pies, na domiar złego rasy, której kompletnie nie znałam. Kilka dni wcześniej pokazał mi kilka zdjęć w necie, wymienił nazwę rasy i oznajmił, że marzy o takim psie. Google po wpisaniu frazy Cane Corso pełne jest olbrzymich psów, z ciętymi uszami przypominające diabły.
Obraz
Jest coś w mojej naturze, że nie bywam szczęśliwa bez smutku. Melancholia towarzyszy mi odkąd pamiętam. I lubię ten stan. Bardzo lubię. Smutek sprawia, że doceniam radość. Łzy sprawiają, że po nieprzespanej nocy poranek wydaje się czystszy. Im jestem starsza tym bardziej lubię swoje towarzystwo, stan w którym bez żenady spędzam ze sobą wieczór, robiąc to co sprawia mi przyjemność. Ma to swoje plusy i minusy. Bo coraz częściej wydaje mi się, że ludzie nie są mi potrzebni. Czasem myślę, że jestem dość dysfunkcyjna i aspołeczna. Z drugiej strony te 10 dni w miesiącu spędzam w towarzystwie znajomych, klientów, czy fotografów. Trudno mi jednak dbać o relacje z ludźmi. Chyba nazbyt ich nie pielęgnuję. Był kiedyś w moim życiu przez wiele lat facet, wszyscy mówiliśmy na niego Długi. Miał coś koło 190 cm i był tak chudy, że niemalże mieścił się w przerwach między płotem, kiedy uciekaliśmy przed policją goniącą nas za picie wina w miejscu publicznym. Poznałam go kiedy właściwie kolejny raz uci